piątek, 27 stycznia 2017

Prestiżowa ulica w centrum dawnego żydowskiego getta



      
    Paryska z dzielnicy Józefów to jedna z najwytworniejszych ulic w Pradze, pełna luksusowych butików i ociekających złotem i wymyślnymi detalami kamienic. Wytyczona na przełomie XIX i XX wieku podczas procesu asanacji. Z tego powodu początkowo zwano ją Asanačni. W 1901 roku zyskała oficjalne miano na część cara Mikołaja II nazwano ją Mikulášká. Dopiero w 1926 przemianowaną ją na Paryską



           


     Osoby z grubym portfelem z pewnością poczują się tam, jak w raju, bowiem znajdą tam najpopularniejsze sklepy z ubraniami, prestiżowych jubilerów oraz lokale gastronomiczne docenione w znanych przewodnikach. Od razu jednak zaznaczam, że koneserzy czeskiej kuchni, a tym bardziej smakosze pysznego piwa naszych południowych sąsiadów, powinni omijać te miejsca z daleka. To już lepiej posilić się albo wypić kufel piwa na pobliskim Rynku Starego Miasta. Przynajmniej będzie nieco taniej. 
     




     Jednak dla miłośników pięknie zdobionych kamienic, takich jak ja, spacer ulicą Paryską będzie miłym doznaniem. 







       
         

wtorek, 24 stycznia 2017

Beton i brud w śródziemnomorskim raju





    Ploče to portowe miasto zamieszkałe przez 7000 osób, tuż nad przejściem granicznym z Bośnią. Dawniej potężny port handlowy, którego budowę rozpoczęli Włosi, a skończyli Jugosłowianie w latach 50-tych XX wieku. Miasto wielokrotnie zmieniało swą nazwę; w 1387 roku zadebiutowało jako Velika Uvala (Wielka Zatoka), by później stać się Aleksandrowem. W 1945 roku nazwano je Ploče, po paru latach przemianować na Kardeljevo na cześć współpracownika Józefa Broz Tito, Edvarda Kardelja. W 1954 powróciło Ploče, kiedy jednak w 1979 roku umarł Kardelja, nastąpił powrót, który trwał do rozpadu Jugosławii w 1990 roku.





      Wystarczyło kilka minut pobytu w Ploče, żebym miał wrażenie powrotu do lat 80 lub 90-tych ubiegłego stulecia. Zaniedbane i brudne, wręcz zasyfione, opadające z tynku bloki z wielkiej płyty, to przecież stała codzienność mojego dzieciństwa. Po wycieczkach do paru miejscowości z Riwiery Makarskiej przyjazd do miasta, gdzie króluje beton w iście komunistycznym wydaniu, był nie lada przeżyciem.

\

     Teraz już wiem dlaczego, choć nazwa Ploče pojawiła się w kilku przewodnikach po Chorwacji, to żaden z nich nie poleca przyjazdu do tego miasta. 








środa, 18 stycznia 2017

Wrota Starego Miasta





   Kolejna porcja okazałych praskich drzwi. Tym razem z samego centrum czeskiej stolicy. 



       

          



piątek, 13 stycznia 2017

Frankońska ekstraklasa




   Weingut Horst Sauer, to niewielka rodzinna posiadłość z malowniczego miasteczka Escherndorf. Familia zajmuje się uprawą winorośli od czterech pokoleń, jednak własne wina robi dopiero od 1997 roku (wcześniej grona były sprzedawane), kiedy to stery w firmie przejął Horst wraz z córką Sandrą. Już pierwszy ich rocznik wywołał we Frankonii prawdziwą rewolucję. Bo kto to widział, żeby Silvanery stawiać ma równi z najlepszymi Rieslingami znad Mozeli czy Renu?




     Dzięki posiadaniu na wyłączność 3 z 30 hektarów Escherndorfer Lump, działki zaliczanej do frankońskiej ekstraklasy, ich Silvanery i Rieslingi wygrywają wszelakie winiarskie konkursy- również w Polsce, bowiem ich Silvaner S. Lump zgarnął złoto Grand Prix MW. Zaś samego producenta zalicza się do trójki najlepszych w całych NiemczechNie ma chyba przewodnika po winach niemieckich, który nie zaliczałby ich win do frankońskiej czołówki Top Ten.




      Najlepsze w tym wszystkim jest, że Horst i Sandra wciąż stąpają twardo po ziemi. Bez większego problemu można umówić się na degustację połączoną ze zwiedzaniem piwnicy i ich winnic, co wcale nie jest normą w porównaniu do wielu prestiżowych posiadłości winiarskich. Już po paru wymienionych zdaniach, (o perfekcyjnym angielskim nie ma trzeba nawet wspominać), można poczuć się jak podczas spotkania z rodziną lub dobrym znajomym. Zresztą Sauerowie dobrze znają Polaków, bowiem winogrona zbierają u nich głównie nasi rodacy. Jednocześnie zarówno ojciec, jak i córka w pełni są świadomi swej ogromnej wiedzy i osiągniętego sukcesu. Skrupulatność i ciężka praca, głównie w winnicy, bowiem według Horsta, samo robienia wina w piwnicy jest proste, jak w winiarskich podręcznikach. „Nie stosujemy chemicznych ulepszaczy, ale też w naszych winach nie znajdziesz żadnej magii. Stawiamy na prostotę i tradycję. Dla nas kluczowym priorytetem jest wybór odpowiedniego momentu zbioru dla danego wina, reszta jest tylko dodatkiem”. Wystarczy choć jeden kieliszek którekolwiek z ich win, żeby zgodzić się z nimi w stu procentach. 




    Frankońską osobliwością jest pękata zielona butelka zwykle zamykana szklanym korkiem lub metalową zakrętką, zwana Bocksbeutel. Sauerowie, podobnie jak większość winiarzy w regionie, rozlewa do niej jedynie najlepsze wina. Proste, codzienne trunki trafiają do tradycyjnych butelek. Nazwa prawdopodobnie wzięła się od słowa Bockesbeutel oznaczającego sakwę na modlitewnik. Ciekawostką jest, że winiarnia Sauerów znajduje się na ulicy, Bocksbeutelstrasse.




    Każdy, kto choć raz stanie na winnicy Escherndorfer Lump, od razu pojmie, dlaczego powstają z niej jedynie wybitne butelki. Jest to szeroki stok z nachyleniem ponad 70% i południową ekspozycją na czystym wapieniu muszlowym Muschelkalk. Ten sam rodzaj gleby można znaleźć na przykład w Chablis czy Sancerre. Wszystkie wina z podanych regionów łączy jeden wspólny mianownik; niesamowita głębia i świetna, wręcz protestancką mineralność.  





     Ponieważ od niedawna butelki z Weingut Horst Sauer są dostępne w Polsce, gorąco polecam ich zakup. Tych zaś, którzy planują wyjazd do Frankonii, namawiam na wizytę w jednej z najlepszych posiadłości w całych Niemczech







sobota, 7 stycznia 2017

Komediowa stolica Polski







    Lubomierz to jedno z mniejszych miasteczek na Dolnym Śląsku. Położone niedaleko niemieckiej granicy, zapewne pozostałoby anonimową mieściną, jakich wiele w okolicy, gdyby w latach 70-tych XX wieku nie stało się sceną kultowej komedii "Sami swoi". Otworzone w 1996 roku Muzeum Kargula i Pawlaka oraz powstały rok później Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych, przyciągają prawdziwe tłumy. 






   Choć starówka nie ucierpiała w czasie wojny i ma dobrze zachowany średniowieczny układ urbanistyczny, raczej niewiele ma do zaoferowania turystom. Co prawda w mieście kręcono jeszcze kilka innych filmów, jak serial Tajemnica Twierdzy Szyfrów czy Krzyż Walecznych, jednak ciężko znaleźć tam rekwizyty czy choćby pobieżne informacje o tychże produkcjach. 






   Pomimo wszystko kilkonastodniowy pobyt w "polskim Hollywood"  na długo pozostanie w mojej pamięci. Wszystko za sprawą letniego wyjazdu ze studiów, podczas których prowadziliśmy badanie etnograficzne. To właśnie wtedy nawiązały się moje przyjaźnie, które trwają do dzisiaj. Prawdziwym strzałem w dziesiątkę było ulokowanie naszej grupy w klasztorze sióstr Benedyktynek. Klimatyczne pokoje, do których przed wejściem trzeba było się schylić, wiejące grozą (zwłaszcza nocą) korytarze czy łazienki i toalety wołające o pomstę do nieba. Do tego nocne sesje w koszykówkę na sali, do której początkowo musieliśmy się "włamać". No i oczywiście reportaże z miejscowymi, którzy wciąż tęsknili za komuną, bowiem po zmianie ustroju w większości musieli przejść na bezrobocie, efektem czego w mieście poziom alkoholizmu jest sporo powyżej średniej krajowej. 







     Dziękuję całej ekipie wrocławskiej enologii za wspaniale spędzony czas!