wtorek, 11 sierpnia 2015

Cimitirul Vesel – transcendentne spojrzenie na śmierć



Kiedy po raz pierwszy poszedłem na cmentarz w Niemczech, przeżyłem lekką konsternację. Poczułem się, jakbym był w parku, a nie w miejscu pochówku zmarłych. Powodem był brak standardowego nagrobka. Zamiast nich był jedynie krzyż z tabliczką. Obok stały lub rosły kwiaty, czasem palił się znicz. Wszystko utrzymane w nienagannym porządku.

Jeszcze większy szok przeżyłem wchodząc na Cimitirul Vesel, znajdujący się w niewielkiej wiosce, Săpânţa okręgu Marmarosz, na północy Rumunii przy granicy z Ukrainą. Pierwsze zdziwienie dotyczyło ceny biletu za wstęp. Spotkałem się z tą opłatą, choćby na Cmentarzu Orląt Lwowskich, ale równowartość noclegu w kempingu lub solidnego obiadu, wydawała mi się zdecydowanie zbyt wygórowanym kosztem. Pewnie turyści z bogatych, zachodnich krajów, z którymi autokary co rusz podjeżdżały pod pobliski parking, byli odmiennego zdania. 

Nekropolia nazwę Wesoły Cmentarz zawdzięcza niezwykłej ikonografii nagrobkowej. Otóż każdego zmarłego mieszkańca wioski „uwiecznia się”, w scenach obrazujących wykonywany przez niego zawód, hobby, ulubiony sposób spędzania wolnego czasu lub przyczynę śmierci. Poniżej zamieszczone są rymowane epitafia streszczające jego życie. Nagrobki ozdobione są ludowymi motywami w ciemnobłękitnym kolorze, który doczekał się własnej nazwy - alabastru din Săpânţa. Miejscowi śmieją się, że „Jakie twe życie, jaka twoja śmierć, taki twój nagrobek”.  

Stawianie pomysłowych i oryginalnych pomników zapoczątkował Ion Stan Pătras, miejscowy artysta- w 1935 roku powstało pierwsze dzieło. Po śmierci mistrza w 1977 roku, prace kontynuuje jego uczeń Dumitru Pop, do dziś mieszkający w wiosce. Obok cmentarza wznosi się murowana cerkiew.

Wesoły Cmentarz, to genialny w swej prostocie (za to mistrzowsko wykonany!) pomysł na upamiętnienie bliskiej nam osoby. Żeby nie dochodziło do nieporozumień pomiędzy mieszkańcami, wykonawca „pomnika” sam decyduje o jego wyglądzie. Jest także autorem wesołych, strasznych lub rubasznych epitafiów.

Ciekawe czy taki cmentarz miałby rację bytu w Polsce? Wątpliwe, bowiem wyobrażacie sobie larum, jakie urządziłaby rodzina wsiowego „pijaczyny”, widząc na nagrobku malowidło przedstawiające zmarłego, wnoszącego toast w towarzystwie „przyjaciół do szklanki”? Albo protesty rodziców dziecka, które „dostało” rysunek przedstawiający tragiczny wypadek z jego udziałem? Z pewnością autor takiego pomysłu usłyszałby że to nieetyczne, wręcz obrzydliwe! Ciekawe, że jakoś, mieszkańcom Săpânţy to nie przeszkadza…  
 
Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, w końcu jesteśmy na nekropolii, nie spodobała mi się jedna rzecz. Otóż wpuszczono nas na cmentarz pomimo faktu, iż właśnie odbywał się pogrzeb. W efekcie czego tuż obok opłakującej zmarłego rodziny, stali sobie turyści jedząc frytki i robiąc pamiątkowe zdjęcia. Ciekawe ile osób z wioski umiera w ciągu roku? Na pewno nie tyle, żeby nie móc wtedy zrobić przerwę w puszczaniu osób na teren cmentarza. 

Po raz wtóry już moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy ujrzałem prawdziwe „płaczki” w akcji. Trzy starsze kobiety zawodziły tak mocno i rzewnie, że początkowo sądziłem, iż są najbliższą rodziną. Dopiero, kiedy na dany znak przestały lamentować i od razu wzięły do ręki komórkę, zrozumiałem kim były. Cóż, Rumunia potrafi zaskoczyć niemal na każdym kroku!


















Brak komentarzy: