niedziela, 23 sierpnia 2015

Transcendentny powrót do szkolnej przeszłości





Kiedy tylko dowiedziałem się o planowanym spotkaniu naszej klasy z podstawówki, nie wahałem się ani chwili. Wiedziałem, że muszę się pojawić! W końcu nie widzieliśmy się ładnych kilkanaście lat. Niby miałem kontakt z kilkoma osobami, ale raczej przez telefon lub Internet, a nie „na żywo”. Nie dotyczy to Roberta i Damiana, z którymi spotykałem się dość regularnie- byli na moim weselu, ja zaś bawiłem się na „międzynarodowym ślubie” Kowala. Z większością osób jednak ostatni raz widziałem się podczas rozdania świadectw w ósmej klasie, czyli całe wieki temu. 

Im bliżej było wyznaczonego dnia, tym większe miałem obawy, czy jednak Mickiewicz nie miał racji pisząc; „mierz siły na zamiary”. Środa, godzina 18:00. Niby wakacyjny termin, ale w środku tygodnia. Późne popołudnie, ale jeszcze nie wieczór. Sporo osób wciąż mieszka w Opolu, lub w okolicy, ale kilkoro z nas wyjechało do innych miast. Kiedy padło hasło zaproszenia naszej wychowawczyni Pani Ani, byłem więcej niż sceptyczny. Dowiedzieliśmy się, że mieszka w Krakowie, a w Opolu nie była od… osiemnastu lat! Kiedy dostałem telefon od Damiana z przeprosinami, że niestety nie przyjedzie, bo właśnie dotarł do Francji na winobranie, zastanawiałem się czy na miejscu stawi się choć 1/4 z tych, którzy zadeklarowani uczestnictwo. 

Na całe szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Co prawa o różnej godzinie, ale do Kofeiny dotarło 14 osób oraz Pani Ania! Bywałem już na spotkaniu klasy z liceum oraz parokrotnie bawiłem się ze swoim rokiem ze studiów. Zawsze było świetnie i wesoło. Jednak tak przedniej zabawy i takiego dreszczyku emocji, jakie towarzyszyły mi 18 sierpnia, nie doświadczyłem bodajże od pierwszej randki z moją żoną. No, pomijając ślub i narodziny córeczek, ma się rozumieć. 

Przez kilka godzin rozmawialiśmy ze sobą tak swobodnie- przyznam bez bicia, że przez pierwsze trzy minuty byłem nieco zesztywniały- i na zupełnym luzie, że do teraz jeszcze ciężko mi w to uwierzyć. Głęboki uśmiech praktycznie nie schodził z naszych twarzy. Nic dziwnego, w końcu klasa A zawsze miała opinię niesfornej i mało przyjaznej dla nauczycieli (delikatnie rzecz ujmując), a kilkoro z nas ochrzczono mianem „szkolnych chuliganów”. Gdyby to jednak była prawda, to czy Pani Ania pofatygowałaby się, żeby przyjechać dla nas, aż z Krakowa? Mina „Skiery” po wspomnieniu przez wychowawczynię Uwagi, którą dostał za „jazdę na rolkach podczas lekcji”- bezcenna. 

Gdyby mi ktoś powiedział zaraz po ukończeniu szkoły podstawowej, że wszyscy moi koledzy i koleżanki z klasy poradzą sobie w życiu i „wyjdą na ludzi”, zapewne bym go wyśmiał. Srogi i przewrotny los nie oszczędził praktycznie nikogo z nas. Jeden stracił przecież nogi w tragicznym wypadku, synek drugiego urodził się poważnymi wadami i zmarł w wieku zaledwie 2.5 roku, żona innego poroniła… Można by tak długo jeszcze wymieniać. Pomimo tych wszystkich przeciwności, żadna z osób, które pojawiły się na spotkaniu nie stoczyła się dno i może pochwalić się, czy to wspaniałą rodziną, świetną pracą lub też niezwykłą pasją, w której się w pełni realizuje. Parafując klasyka; „zaiste rzadka to dzisiaj rzecz, wręcz niebywała!”. 

Naprawdę wielkie brawa należą się Magdzie i Wojtkowi za zorganizowanie spotkania! Szacunek za to, że po tylu latach nieobecności w Polsce- wyobrażam sobie jak napięty był grafik ich spotkań!- udało im się znaleźć czas i siłę, żeby się z nami zobaczyć. Wasze życie to świetny materiał na książkę lub film. Jeszcze kilka ze sobą spędzicie, a wasze przygody przyćmią historię rodziny Forresterów z „Moda na sukces”. Wszystkim pozostałym osobom również składam podziękowania- niektórzy pokonali sporo kilometrów, żeby dotrzeć na miejsce, inni pozostawili w domu małe dzieci. 

Żeby nie było zbyt kolorowo, to minusy należą się Mariuszowi- za opuszczenie nas bez słowa pożegnania (nie wspominając już o niezapłaconym rachunku) oraz Grześkowi- rozumiem, że przy takiej okazji trudno się nie napić, jednak wszyscy jesteśmy już dorośli i doskonale powinnyśmy znać swoje możliwości. Myślę, że możemy ich rozgrzeszyć, bowiem było naprawdę cudownie, żeby nie powiedzieć magicznie, dlatego rzeknę tylko; „co było a nie jest, nie pisze się w rejestr”! 

Na koniec mała dygresja z mojej strony. Niedawno pewien miły, wiekowy Pan poinformował mnie melancholijnie, że „starość zaczyna się wtedy, kiedy ilość wspomnień przewyższa liczbę marzeń”. Po naszym klasowym spotkaniu, z całą pewnością i wielkim uśmiechem, mogę powiedzieć; choć szkołę podstawową opuściliśmy dawno temu, wciąż pozostajemy młodzi i pełni optymizmu, a do starości nam jeszcze bardzo daleko!





Brak komentarzy: